środa, 22 czerwca 2016

i'll be the guard


i need your help, i can't fight this forever
i know you're watching, i can feel you out there
i need a savior to heal my pain 


Rozdział I


     Dziki Gon - przez wielu wciąż uważany za mit, orszak upiorów pędzących na szkieletach koni i porywających ludzi. Ci, którzy pod wpływem strachu i paniki dołączają do ich oddziałów uważani są za zaginionych lub nawet martwych. Lecz oni wracają, często po tak wielu latach, że wszystkie znane im osoby zmarły wiele wiosen wstecz. Nagła i głęboka amnezja jest często "efektem ubocznym" spotkań z Dzikim Gonem, dlatego też wielu ludzi wciąż wątpi w istnienie potworów. Nie zostawiają świadków.          

     Kroczyła przez krajobraz smutku i pustki. Miała wybałuszone, pełne strachu oczy i czoło zroszone grubymi kroplami potu. Od czasu do czasu gwałtownie mrugała, kiedy pot wpływał jej pod powieki. Niebo, czerwone i złote, zaczęło nabierać barwy intensywnej purpury. Nadchodził wieczór. Ciri podniosła głowę i spojrzała na chmury. Przypominały smużki ciemnego dymu. Przechodząc przez wieś osadzoną pod murami Novigradu, minęła kilka opustoszałych domów. Część z nich nosiła wyraźne ślady ognia, z kolejnych zostały tylko osmolone kikuty belek.
W pewnym momencie powietrze pociemniało od rozbłysków i eksplozji magii. Za plecami popielatowłosej pojawił się portal. Wyskoczyła z niego szczupła kobieta, ubrana w białe szaty, owinięta w pasie czerwoną wstęgą, a zaraz z nią, spokojnym krokiem, wyszedł wysoki mężczyzna, odziany w ciemne szaty maga; skrywał bladą twarz za kapturem, jakby chciał ukryć to, że nie jest człowiekiem.   
   - Sofia, Avallac'h! - dziewczyna rzuciła się w stronę przyjaciół i uściskała każdego z osobna. Nic jej nie odpowiedzieli, odetchnęli tylko z ogromną ulgą. Elf odwrócił się w stronę portalu i wycelował w niego swój kostur szepcząc jakąś formułkę.     
     Do trójki przyjaciół dotarł smród rozkładu. Zdawało im się, że domy, które mijała Ciri, spalono z ich właścicielami. Wzdrygnęli się.   
   - Czyli Radowid wziął się ostro za "czyszczenie" okolicy z odmieńców. - warknął elf. Kobiety milczały. Czuły na sobie nienawistne spojrzenia mieszkańców wsi, którzy bali się i nienawidzili magii. Minęło kilka minut, zanim wrócili do swoich codziennych zajęć.   
   - Sofia, jak udało wam się uciec? - Ciri zaczynała powoli się uspokajać. Szok i strach mijał.

     Kilka godzin wcześniej...     
Słońce opromieniało złotym blaskiem stromą zieloną dolinkę, prowadzącą do urwiska wysoko nad brzegiem morza. Na jej środku znajdowało się skupisko eleganckich zabudowań połączonych siecią wspaniałych ogrodów, pełnych wielobarwnych kwiatów, trawników, tarasów, kolumnadowych pasaży i fontann. W najlepszym punkcie, z widokiem na roziskrzony bezkres morza, stała fantastyczna willa z białego marmuru, otoczona wysokimi palmami.      
     Cała dolina tętniła życiem. W różnych miejscach posiadłości trenowała mała armia młodych mężczyzn - smagłych, tryskających zdrowiem, sprawnych jak olimpijczycy. Na okrągłej piaszczystej arenie dwaj młodzieńcy walczyli na miecze. Nawet z dużej odległości Ciri widziała, że nie jest to towarzyski sparing; szermierze wyglądali, jakby walczyli na śmierć i życie. W innych miejscach trenowano boks, łucznictwo i walkę wręcz. Ci, którzy nie ćwiczyli, siedzieli sztywno na ławkach, bacznie obserwując kolegów w oczekiwaniu na swoją kolej. Po całej dolinie uwijały się też grupki sług, robotników i ogrodników, a wszyscy w identycznych brązowych tunikach.     
Ciri i Avallac'h, którzy skryli się w cieniu pomiędzy kępą drzew, a małym budynkiem gospodarczym, przyglądali się wszystkiemu w milczeniu. Sofia na próżno wypatrywała Arno wśród przechadzających się mężczyzn.   
   - Wiecie co... Czuję, że tu wcale go nie znajdziemy, a ten durny żebrak w Velen zrobił nas w chuja... - burknęła asasynka.    
   - Przynajmniej można podziwiać cudowne widoki... I w przeciwieństwie do Velen, jest pewność, że pogoda się nie zepsuje. - Cirilla próbowała dostrzec plusy zaistniałej sytuacji, co było zdecydowanie na krótką metę. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jeśli nie znajdą Doriana, to długo nie pożyją. Cała trójka nie miała już siły na ucieczkę.    
     Siedzieli beztrosko, ciesząc się swoim towarzystwem, kiedy nagle zerwał się wiatr - pierońsko silny i porywisty. Serce Cirilli znacznie przyspieszyło, poczuła ogarniający ją lęk, którego za nic w świecie nie potrafiła stłumić. Zrobiło jej się słabo. Miała wrażenie, że mocniejszy powiew mógłby ją przewrócić.
Sofia uważnie obserwowała teren, zaś Avallac'h próbował skupić się i wyczarować portal. Zaparł się nogami i wyciągnął kostur przed siebie, szepcząc w nieznanym dziewczynom języku, jednak coś ewidentnie blokowało jego magię.   
   - Imlerith... - domyślił się.
Zaczął padać śnieg, cała dolina w całkiem szybkim tempie, zmieniała swój kolor z zielonego, na biały. Szermierze, którzy ćwiczyli niżej pouciekali do domów w całkowitej dezorientacji. W ich klimacie taka wichura nigdy nie powinna mieć miejsca.Z oddali słychać było stukot końskich kopyt i ciężkich zbroi. Byli bardzo blisko i doskonale wiedzieli gdzie zmierzać. Wytropili ją. Znowu.  
   - Ciri, musisz uciekać! - warknął Avallac'h, cały czas próbując wyczarować portal. Popielatowłosa nie posłuchała go, dobyła miecza. Sofia przewróciła oczami i podbiegła do niej.   
   - Uciekaj... Jedzie tu cały oddział, nie damy im rady, a jak dorwą ciebie, to... - nie dokończyła.    
     Czterech jeźdźców stanęło w miejscu, w równym rzędzie. Śnieżyca uspokoiła się, tak samo jak wicher. Jeden z żołnierzy zeskoczył z konia, dzierżąc w dłoni ogromny metalowy kostur ze świecącą kulą na jego końcu. Przerdzewiały szyszak kołysał się nad trupią maską, ziejąc ciemną otchłanią z oczodołów.
Podczas gdy wszyscy wymieniali spojrzenia i zastygli w bezruchu, czas na dobiegnięcie miała piechota. Szwadron zatrzymał się tuż za jeźdźcami, dzierżyli czarne  miecze, a ich twarze pozakrywane były trupimi czaszkami.   
   - Avallac'h... - mruknął czarodziej Dzikiego Gonu. Jego głos tłumiony przez maskę mimo to był bardzo niski. Ciri przeszły ciarki, a włoski na rękach stanęły dęba.
Elfi mag posłał Imlerithowi srogie spojrzenie, ruszył z miejsca i chwycił pewniej swój kostur. Dwóch żołnierzy skierowało swe kroki w stronę popielatowłosej, na drodze stanęła im Sofia wysuwając jednocześnie ukryte ostrze. Uniosła dumnie głowę do góry, za nic w świecie nie dałaby im chociażby dotknąć podopiecznej. Gdy wróg zbliżył się, asasynka zaatakowała. Imlerith spojrzał przez ramię w ich stronę; w tym momencie Avallac'h wystrzelił w maga kulą ognia. Ten zdezorientował się i również wymierzył magiczny pocisk w elfa, jednak chybił.   
    - Ciri, teraz! - krzyknął elf, wyciągając kostur w jej stronę. W ułamku sekundy, przed dziewczyną pojawił się portal. Instynktownie ruszyła w jego stronę i wbiegła do środka. Razem z jej zniknięciem, przejście zamknęło się, a Avallac'h przyjął na siebie telekinetyczne uderzenie, które wytrąciło go z równowagi. Sofia utrzymywała przy sobie dwójkę żołnierzy, jednak gdy Ciri uciekła, cały szwadron rzucił się w ich stronę.     
     Oczy dziewczyny o mały włos nie wypadły z oczodołów, widząc jak armia upiorów szarżuje w ich stronę. Rzuciła się w stronę Avallac'ha, który ostatkami sił wypowiedział zaklęcie. Wokół dwójki pojawiła się bariera, świecąca błękitną łuną, przez którą wróg nie miał szansy się przedrzeć.   
   - Rozbij to, przeniesie nas... - szepnął elf.
Sofia zerknęła na kamień, który jej podarowano, miał na sobie granatową runę; nie miała pojęcia co może oznaczać, jednak z braku czasu na myślenie, zdecydowała się zrobić to, o co poprosił ją ukochany. Za jej plecami pojawił się portal, jednak nie taki, jakie wyczarowuje Avallac'h. Był mniejszy z fioletowymi krawędziami. Asasynka wzięła towarzysza pod ramię i wniosła go do portalu. Gdy razem znaleźli się w środku, przejście zniknęło.     
    Porywisty wiatr spowodował, że tuż po teleportacji, Sofia od razu dobyła broni i zaczęła uważnie rozglądać się dookoła.   
   - Spokojnie... Jesteśmy na Skellige. - mruknął czarodziej. Dziewczyna uspokoiła się i założyła kaptur na głowę. Usiadła przy ukochanym.   
  - Jak dojdziesz trochę do siebie, to teleportuj nas do Ciri... A właśnie, gdzie ona jest? Bezpieczna?   
    - Prawdopodobnie jest właśnie we wsi pod Novigradem... 

     - Tak straszliwie się o was bałam... - szepnęła popielatowłosa skacząc wzrokiem po dwójce przyjaciół. Prawdopodobnie spędziliby tak jeszcze kilka chwil, gdyby nie wrzaski dobiegające spod bramy miasta. Zgromadził się tam niewielki tłum "odmieńców", który krzyczał i sprzeciwiał się władzy. Ciri ruszyła w tamtą stronę, a towarzysze dotrzymywali jej kroku. Czarodziej zarzucił kaptur na głowę, a kostur dosłownie spłonął mu w dłoni. Skrzyżował ręce na piersi i spuścił głowę, czego nie miał w zwyczaju. 
Cała trójka przeciskała się przez tłum, aby móc zobaczyć co dokładniej się dzieje i czemu ludzie aż tak się buntują. Ich oczom ukazało się czterech strażników. Jeden z nich trzymał elfią kobietę, kolejny dziecko, któremu przykładał szablę do gardła. Prawdopodobnie elfka była matką chłopca, dlatego tak lamentowała i błagała żołnierzy aby nie krzywdzili jej jedynego dziecka. Dwóch strażników stało kawałek dalej, w dłoniach dzierżyli halabardy i na razie nie wtrącali się.
     Ciri zaczynała powoli żałować, że tak bardzo chciała zobaczyć o co się rozchodzi - egzekucja wykonana na dziecku to ostatnie, czego potrzebowała dzisiejszego dnia. 
Popielatowłosa poczuła dłoń na swoim ramieniu, odwracając głowę zauważyła wysokiego mężczyznę, ubranego w granatowy, bardzo elegancki płaszcz. Nie mogła dostrzec jego twarzy, była skryta pod kapturem wyciętym w dziób orła. Zatrzymał się obok niej i wyciągnął rękę przed siebie. Cirilla dostrzegła na nadgarstku malutką kuszę.
Wystrzelił.
Bełt trafił strażnika trzymającego chłopca prosto między oczy, runął na ziemię, a dziecko rzuciło się biegiem w stronę mamy. Żołnierz, który trzymał kobietę rzucił nią od niechcenia i wyjmując szablę ruszył w stronę mężczyzny. Ten nie pozostał mu dłużny - pewnym krokiem zmierzał ku przeciwnikowi. Gdy był już na tyle blisko, wróg zamachnął się bronią - na marne. Asasyn uchylił się bez większego problemu i w tym samym czasie wysunął ukryte ostrze. Wyprostował się i przeciął nim szyję strażnika. Wypuścił broń i uklęknął, trzymając się za szyję, z której dosłownie tryskała krew. Kilka sekund później leżał martwy w szkarłatnej kałuży.
Asasyn idąc w stronę kolejnych dwóch strażników z halabardami, gwizdnął pod nosem. Z muru, pod którym stali zeskoczyli asasyni - po jednym na głowę. Błyskawicznie zrobili to co do nich należało i równie szybko zmyli się z miejsca zdarzenia. 
Tłum gapiów pomógł elfiej kobiecie i jej dziecku. Jacyś ludzie zaproponowali im pomoc i schronienie. Kilka osób zostało i wiwatowało asasynowi, jednak po jakimś czasie i oni wrócili do codziennych zajęć.
     Mężczyzna odwrócił się w stronę trójki przyjaciół.
Asasynka natychmiast podbiegła do niego i uklęknęła na jedno kolano, przykładając prawą rękę do piersi.
   - Mistrzu. 
Ciri stała jak wryta widząc, że nawet Avallac'h zdjął kaptur i skinieniem głowy oddał szacunek. Dziewczyna szybko zorientowała się, że to mężczyzna, którego tyle szukali.